Nieprzypadkowo związałam się z tym pięknym instrumentem, królem wszystkich instrumentów. Mama moja była pianistką. Jakoś tak muzyka w domu zawsze brzmiała. Mama, mimo że ćwiczyła, też uczyła. Miała wielu uczniów, studentów. Grała z innymi muzykami. I dała mi pierwsze lekcje gry na fortepianie. Chociaż pewnie mama rozmyślała o tym, żebym może i na skrzypcach grała. Zaprowadziła mnie najpierw do pani profesor od skrzypiec. Ale długo to nie potrwało. Po pierwszej lekcji próbowałam stroić instrument. Struna mi się porwała. Jest to bardzo wrażliwy instrument. Bardziej mi pasował, odpowiadał fortepian. No i dzięki mamie, pomimo moich pedagogów, związałam się na lata z fortepianem. Związałam się więc z „królem” i miałam szczęście trafić na bardzo, bardzo wybitnych pedagogów. Mieli ciekawe charaktery. Najpierw była prof. Gornostajeva w konserwatorium moskiewskim – muzyk znana na całym świecie. Ona i uczyła, i podróżowała, i grała.
Kiedyś zagrałam dla pani profesor prywatnie, a potem zaprosiła mnie do siebie, do konserwatorium, do Moskwy. No i zawsze podziwiałam twardość jej charakteru, nawet nie tyle charyzmy. Mówiła tak: „Talent talentem, ale musi być charakter”. Zawsze jakby w każdym ze swoich uczniów, nie tyle, że podkreślała, a troszeczkę tak wyławiała i próbowała wzmocnić indywidualność każdego z nich, ponieważ sama była niezwykłą osobą, niepodobną do innych. A mój drugi profesor to był John Perry, u którego studiowałam w Toronto, w Królewskim konserwatorium Glenna Goulda. Na pierwszy rzut oka był przemiłym człowiekiem o pięknym uśmiechu. Ale miał twardy charakter, który pozwolił mu grać do późnych, późnych lat życia. Teraz jest w podeszłym wieku, ale też siada do fortepianu. I myślę, że to jest taka stara szkoła. Udało mi się spotkać na swojej drodze tych ludzi. Im dalej idę, tym bardziej uświadamiam sobie, co od nich zaczerpnęłam i korzystam z ich rad.
Autorka: Marianna Humetska